Ile jest warte Twoje życie?

Sopot, środek lata, kilka minut po północy. Wracasz po imprezie do wynajmowanego pokoju. Co prawda całą noc bawiłeś się w grupie przyjaciół, ale oni zostali jeszcze w klubie, więc wracasz sam. Skręcasz w ostatnią uliczkę, spożyte promile dają powoli o sobie znać, a Ty zauważasz, że Ziemia faktycznie się kręci i to nieco mocniej niż do tej pory myślałeś. Napada na Ciebie jakiś dres, powala na ziemie dwoma szybkimi ciosami nożem w okolice brzucha, zabiera wszystko co przy sobie miałeś. Budzisz się w szpitalu.

Na szczęście to nic poważnego. Żaden organ nie został trwale uszkodzony, kilka dni i dojdziesz do siebie. Sprawców złapano, dokumenty i pieniądze są bezpieczne. Za miesiąc będziesz się z tego śmiał. I nawet sobie sprawy nie zdajesz ile po drodze mogło pójść nie tak i ile osób mimowolnie zaangażowało się w ten incydent. Pozwól, że nieco Ci to przybliżę.

 

Wycenisz swoje zdrowie?

Padasz ranny na ziemie. Natychmiast tracisz przytomność i nie odzyskasz jej w najbliższych godzinach. Podbiega do Ciebie świadek (niech będzie to Damian), dorosły, wysoki mężczyzna. Już zaangażowałeś go w akcje ratowniczą. Nie chciałeś tego, wiem. Potem będziesz za to dziękował bo był jedyną osobą w pobliżu, mógł udawać, że niczego nie widzi.

Damian dosyć szybko rozumie co się stało. Widzi wystający z ciała nóż, widzi pełno krwi. I widzi obrączkę na Twoim palcu. Nie jest pewny co robić, dzwoni na numer 112. Nie musi się obawiać o czas połączenia, łączy się z operatorem po kilku sekundach. Angażuje się w to więc druga osoba. Operator zbiera niezbędne informacje, instruuje Damiana co powinien w tej sytuacji zrobić. Wysyła drogą elektroniczną zgłoszenie do policji i pogotowia, jednocześnie łącząc naszego świadka z dyspozytorem medycznym, który równie szybko wysyła na miejsce wolną karetkę.

Dyżurny policji i dyspozytor medyczny to kolejne osoby zaangażowane w akcje. Można się spodziewać, że na miejsce nie przyjedzie jednoosobowy patrol policji, więc kolejne, minimum dwie osoby zostają zaangażowane. Na miejscu pojawiają się także niezbędni ratownicy medyczni, którzy udzielają fachowej pomocy i transportują Cię do szpitala. Tam zajmą się Tobą pielęgniarki i specjaliści. Budzisz się w szpitalu, żona opowiada co się stało. Twierdzisz, że masz szczęście. Dziękujesz przy wyjściu jakiemuś lekarzowi, nawet nie wiesz czy się Tobą zajmował. Policzyłeś? Ile osób zaangażowało się, żeby Cię uratować i złapać sprawcę? Ile etapów przeszedłeś od ugodzenia nożem do odebrania wypisu? W tym przypadku minimum 7. 7 ogniw, 7 etapów. A teraz odpowiedz sobie na jedno pytanie – czy chciałbyś, aby na którymkolwiek z tych etapów coś poszło nie tak…?

Czy chciałbyś, żeby zgłoszenie od Damiana przyjął niezbyt dobrze wyszkolony operator? Żeby na miejsce przyjechał zmęczony ratownik medyczny, a ślady i informacje zbierał niedopłacony i niedoposażony policjant?  Czy chciałbyś, żeby w szpitalu przyjmowały Cię zmęczone i niezadowolone pielęgniarki?

Załóżmy, że nie straciłeś przytomności. Leżysz na ziemi z wbitym nożem w brzuchu. W okół pełno krwi. Zdajesz sobie sprawę,że długo tak nie wytrzymasz. Świat przelatuje Ci przed oczami. Żona, dziecko, wasze wspólne plany… Ile byś wtedy dał, żeby karetka wyjechała do Ciebie zza rogu? No powiedz, ile…? Tysiąc? Dwa? Piętnaście? Zapewniam Cię, że nie myślałbyś wtedy o pieniądzach. Byłbyś w stanie przeznaczyć wszystko, ostatni grosz, żeby ktoś się Tobą zajął. Bo zdrowie i życie ludzkie jest bezcenne, Twoje również. Nie da się go wycenić. Ostatnio jednak coraz częściej się to robi. Co prawda nie w bezpośredni sposób, ale jednak.

Nie myślisz o tym, że operator przyjmujący zgłoszenie ma rodzinę. Że dostaje za to co robi wynagrodzenie. Tak samo przyjeżdżający na miejsce ratownik medyczny czy policjant. Im wszystkim płaci się za to, żeby w takich sytuacjach jak Twoja jak najsprawniej i najbardziej profesjonalnie Ci pomóc. W taki właśnie sposób Twoje życie zostaje wycenione. Ciekawi Cię na ile? Na pierwszym etapie to niecałe 2000zł. Potem wcale nie jest lepiej.

Nie przywitałem się z Wami. Cześć, dzień dobry wszystkim! Od 4 lat pracuje jako operator numeru alarmowego. I chciałem Wam powiedzieć, że jest źle.

Wyzywany, obrażany, niedoceniony.

Krótko – praca operatora polega na odbieraniu zgłoszeń alarmowych kierowanych telefonicznie do Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Zgłoszenia fałszywe i niezasadne „zostają” u nas, a te zasadne trafiają po zakwalifikowaniu do odpowiednich służb w formie elektronicznej. Nie chce więcej tego opisywać, jeśli znacie moją pracę to nie muszę nic dodawać, jeśli spotykacie się z tym pierwszy raz to kilka zdań ode mnie wiele nie zmieni. Chociaż od strony ratownictwa medycznego pojawia się bardzo dużo (słusznych!) głosów o pożyteczność naszego funkcjonowania i rodzi obawy przed wydłużaniem obsługi zgłoszeń medycznych, 4 lata pracy nauczyły mnie, że ten numer jest w naszym społeczeństwie niezbędny.

Nie chce się tu wyżalać, ok? Nie traktujcie tego co napisałem i przede wszystkim tego co zaraz napiszę jako marudzenia i pustego malkontenctwa. Nie potrzebuje żadnej litości i słów otuchy albo takich w stylu „zawsze możesz zmienić pracę”. Nie o to chodzi. Chce trochę przybliżyć Wam niemały problem i chce, żeby jak najwięcej osób zrozumiało o co chodzi. Dlatego nie piszę tego, żeby sobie popłakać nad swoim losem i życiem zawodowym. Do większości z tych rzeczy o których zaraz wspomnę zdążyłem się przyzwyczaić i nie robią na mnie już wrażenia, serio.

Na każdym dyżurze spotykam się z obelgami. Na każdym dyżurze ktoś mi próbuje udowodnić, że wie lepiej co powinienem zrobić. Czy się komuś narażam? Ależ skąd! Czasem wystarczy odmówić informacji o aktualnych utrudnieniach w ruchu bo zgłaszający „chciałby jak najszybciej dojechać nad morze”, albo wytłumaczyć, że ból palca trwający 3 lata to nie jest żadne zagrożenie życia. Tyle wystarczy. „Ty kurwo brudna”, „Zwolnię Cię pojebany chuju”, „Przyjadę po Ciebie”, „Rozjebie Ci całą rodzinę”, „Dorwę Cię na mieście”, „Jesteś niekompetentnym pojebem” i wiele, naprawdę wiele innych, których teraz nie będę przytaczał, bo stężenie przekleństw w wersie byłoby za wysokie. Grożą, wyzywają, ubliżają, kłócą się. Niemal codziennie. Oczywiście nie możesz odpowiedzieć tak jakbyś tego chciał i tak jak należałoby się takiemu delikwentowi. Spokojnie, z uśmiechem musisz wytłumaczyć i ewentualnie grzecznie się rozłączyć. I nieraz powtarzam sobie w głowie „spokojnie, spokojnie kurwa!”, i wykonuje swoje obowiązki jak najlepiej potrafię. Czasem ugryzę się w język, czasem rzucę soczystym mięskiem po rozłączeniu. Pomaga. Do następnego telefonu.

 

Satysfakcja to nie wynagrodzenie!

Przy okazji naszego święta, albo gdy rozmawiamy o podwyżkach często powtarzany jest zwrot, że nasza praca daje nam dużo satysfakcji. To zdanie często też jest powtarzane przez operatorów, głównie w wywiadach. Bo fajnie brzmi. Szczytem jednak jest news który przeczytałem w mediach sugerujący, że brakuje osób na nasze stanowisko a chętnych nie przekonuje nawet to, że „codziennie można uratować komuś życie”. Rozumiecie? Ratowanie komuś życia ma przekonać człowieka do zatrudnienia się na stanowisku operatora numeru 112.  Czy ktoś faktycznie będzie Ci za to wdzięczny? Czy ktoś przyzna Ci premię za uratowanie życia? Czy ktoś da Ci za to podwyżkę? No dobra, chociaż małą pochwałę? ABSOLUTNIE KURWA NIE! Za to możesz być pewny, że przypierdolą się do Ciebie przy najbliższej okazji, bo słusznie odmówiłeś interwencji synalkowi redaktora naczelnego jakiejś lokalnej gazety, a ten wszystko opisze i odpowiednio podkoloryzuje u siebie. A to, ze miałeś rację? Myślisz, ze to kogokolwiek w tej sytuacji obchodzi? Satysfakcja mówili, satysfakcja…

Obiecuję, ze jak jeszcze raz o niej usłyszę to chyba zwymiotuje. Czy jej nie ma w ogóle? Była. Oczywiście ludzie są różni, różne mają też podejście do pracy. Satysfakcje miałem w pierwszych dwóch, no może trzech miesiącach. Wszystko potem było po prostu wykonywaniem obowiązków. W dalszym ciągu starałem się to robić jak najlepiej,ale nie było mowy o żadnej satysfakcji. Zresztą to akurat jest bez znaczenia, nawet gdyby występowała po każdym zgłoszeniu to czy można to traktować jako formę zapłaty? Bo właśnie tak się to teraz przedstawia. „No hej, masz tu 1800zł. To niewiele, ALE MASZ JESZCZE SATYSFAKCJE”.  Litości…

 

Absurd goni absurd.

Często też wspomina się o „służbie” sugerując, że to co robimy, nie robimy tylko i wyłącznie dla pieniędzy ale z poczucia jakiegoś obowiązku. Oczywiście – zwłaszcza w przypadku ratowników medycznych – trzeba mówić o poświęceniu i oddaniu swojej pracy. Niemniej nawet oni oczekują za to odpowiedniej zapłaty. Myślicie, ze ktokolwiek przyjedzie po Was w razie potrzeby z poczucia obowiązku? Tylko dlatego, że ta pomoc Ci się należy i że znalazłeś się w stanie zagrożenia życia? Oczywiście, ze nie. Przyjadą dlatego, że dostają za to wynagrodzenie.

Pomijając na chwilę jednak zarobki same w sobie, chciałbym przedstawić Wam coś absolutnie fenomenalnego jeśli chodzi o pracę operatora numeru alarmowego. Chodzi o recertyfikacje. Nowy operator po przejściu szkolenia musi zdać odpowiedni egzamin potwierdzający jego zdolności i wiedzę teoretyczną. Egzamin odbywa się w Poznaniu i pomijając już sam przebieg i sposób w jaki się go przeprowadza, coś takiego jest zdecydowanie potrzebne. Osoba, która chce usiąść przy konsoli operatorskiej musi mieć odpowiednie predyspozycje, a te trzeba przecież jakoś sprawdzić.

Jedziesz więc na egzamin, zdajesz go i myślisz, że teraz pozostaje Ci już tylko zdobywanie doświadczenia i cierpliwe wdrażanie się w system. Hah, chciałbyś! Otóż po 3 latach musisz odbyć ponowny egzamin, niewiele różniący się od tego pierwszego, żeby nie powiedzieć, że nie różniący się niczym..  Tak, dokładnie. Po 3 latach pracy (były takie przypadki), ktoś może stwierdzić, że nie nadajesz się do tej pracy. To nic, że 3 lata odbierałeś zgłoszenia, nie było na Ciebie żadnej skargi a wszystko było profesjonalne i sumienne. Zapytacie więc – no ok, skoro pracowało się trzy lata i raz zdało się egzamin to jaki problem jest zdać go ponownie zwłaszcza z takim doświadczeniem? Otóż większy niż możecie sobie wyobrażać. Egzamin nie jest w żaden sposób rejestrowany, a jego przejrzystość od dawna budzi wątpliwości. Jeśli podpadniesz komuś z komisji, nie zdasz. Ta praca jest na tyle specyficzna, że ktoś z komisji bez problemu „udupi Cię” jak tylko będzie chciał. I nie są to moje wymysły, może to potwierdzić każdy operator. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że taki egzamin poprawiać możesz wyłącznie raz, ustawa pozbawia Cię jakiejkolwiek szansy na dalsze próby. Nie ma bocznej furtki. Nie zdałeś drugi raz, zostajesz zwolniony. 3 letnie doświadczenie, wzorowa praca? Możesz się tym podetrzeć. Zdasz recertyfikacje? Za 3 lata musisz przyjechać ponownie i łącznie po 6(!!!) udowadniać komuś, ze masz odpowiednią wiedzę i umiejętności. Bareja by lepiej tego nie wymyślił.

Kolejnym absurdem jest to o co głównie się rozchodzi, czyli pieniądze. Wiele razy rozmawiałem ze znajomymi i rodziną na temat tej pracy i wypłaty. U każdego kto słyszał to po raz pierwszy była ta sama, niesamowita reakcja którą ciężko zapomnieć. Sami wiele razy pytają jakim cudem, jak to możliwe… Wypłata nie przekracza 2 tysięcy. Do tego w moim przypadku (nie wiem jak to wygląda w innych CPRach) dochodzi dodatek nocny. Oczywiście nie jest to 150% czy 200% stawki dziennej. Jest to… około 7-10zł za noc. W miesiącu bardzo rzadko przekracza to 100zł. Za pracujące święta? Nic. Od czasu do czasu premia, koło 300-400zł. Pisząc od czasu do czasu muszę wspomnieć o tym, że mamy lipiec, a ostatnia była w grudniu. Do tego wszystkiego dochodzi tzw. trzynastka i tylko to chyba ratuje większość osób przed rezygnacją. Bardzo często się składa, że sprawdzam wypłatę akurat jak jestem w pracy i robi mi się zwyczajnie, po ludzku przykro…

 

Śmierć to codzienność.

Wbrew temu co możecie myśleć i podziwiać w polsatowskim, wspaniałym serialu gdzie każde zgłoszenie kończy się szczęśliwie, tutaj tak nie jest. Śmierć jest normą, tak samo jak bijatyki, zawały, samobójcy… Z tym wszystkim mamy do czynienia na co dzień i jeśli ktoś uważa, że na dobrego operatora coś takiego w ogóle nie oddziałuje to niech się puknie w czoło. Najlepiej jakimś kilofem. Tak jak wspomniałem wcześniej – ludzie są różni. Na jednego działa niewiele, na innego wszystko. Na jednego zadziała wypadek, na drugiego samobójca, ale wszystko zostawia po sobie jakiś ślad. Bo to są realne problemy. Zrozumcie to wreszcie – to nie jest coś, co dzieje się gdzieś tam dalej. Co zdarza się innym. Te problemy występują tutaj, obok Was. Obok Was umierają ludzie, zabijają się, gwałcą.

Mi na szczęście bardzo szybko udało się oddzielać normalne życie od pracy. Po wyjściu po prostu zapominam o tym co się działo, staram się nie myśleć, skupiam się na czymś przyjemnym. Niemniej zawsze w końcu zadzwoni ktoś, kto udowodni Ci, że gówno jeszcze wiesz. Możesz udawać, że to po Tobie spływa, że nie przejmujesz się, że na Ciebie to nie działa, bo przecież jesteś takim dobrym operatorem. Też tak myślałem, ale niektóre sytuacje wryły się już w pamięć i psychikę na dobre. Nie będę pisał już o jakiejkolwiek rekompensacie za pracę w stresujących warunkach, bo chyba wiecie jak to wygląda…

Do dzisiaj pamiętam telefon i głos mężczyzny, który  wracał z pracy do domu bo dostał informacje o pożarze w swoim mieszkaniu. Jego żona wyniosła jedno dziecko, ale drugiego już nie dała rady i sama została uwięziona w środku. Spaliła się żywcem. Wiedział dokładnie co się stało, ale pytał. Szukał zaprzeczenia. Nie mówił tego wprost,ale w każdym słowie było wyczuwalne „NO POWIEDZ KURWA, ŻE TO NIEPRAWDA”. I mówił wszystko nad wyraz spokojnie, jakby jechał rano po bułki do sklepu. Nie płakał, nie miał żalu, nie był wściekły. To był zdecydowanie najbardziej pusty głos jaki kiedykolwiek usłyszałem.

Pamiętam też innego mężczyznę, który został sam z rocznym dzieckiem w domu. Dzwonił rano i powiedział, że mała chyba nie oddycha. Po zebraniu podstawowych informacji dla każdego byłoby jasne, że dziecko nie żyje już dłuższą chwilę i tak naprawdę nie ma już kogo ratować. Wiedząc to wszystko musiałem udzielić mu instrukcji tak jakby była jeszcze jakaś nadzieja… Jedyne co usłyszałem to „Dobrze, dziękuję. Przecież mój mały aniołek nie mógł umrzeć, prawda?”. Mógł. I umarł. Pracowałem resztę dnia normalnie, ale wszystko wydostaje się w nocy. Zwłaszcza, że w tamtym momencie w łóżeczku obok mnie spała moja, również roczna córeczka.

 

Nasz problem, to problem każdego z Was.

Jasne, mógłbym zmienić pracę. Na moje miejsce znajdzie się ktoś inny, chociaż jak udowadniają rekrutacje w całym kraju i z tym jest teraz ogromny problem, brakuje chętnych. Mądre głowy zastanawiają się „no ale dlaczego?”.  Dlaczego nikt nie chce pracować w ogromnym stresie, z ogromną odpowiedzialnością za niecałe 2 tysiące? Przy okazji będąc wielokrotnie wyzywanym i niedocenianym? Ciekawe, prawda?

Czy wyższe wynagrodzenie sprawi, że stres będzie mniejszy a wyzwisk mniej? Jasne, że nie. Ale pozwoli to na pewno częściej i skuteczniej o tym zapominać, a my będziemy czuli, że to co robimy jest naprawdę ważne i doceniane. Że jesteśmy potrzebni. Wystarczająco na co dzień w pracy dostaje „po mordzie” od zgłaszających, żeby tak samo czuć się przy otrzymywaniu wypłaty. To jest problem każdego z Was. Wy możecie w każdej chwili potrzebować pomocy i wtedy zamiast doświadczonego operatora z długim stażem będzie ktoś zupełnie świeży. Ktoś kto być może zdał egzamin w Poznaniu, ale prawdziwe, ciężkie zgłoszenie go przerośnie. Bo tutaj nikt nie dba o utrzymanie doświadczonych ludzi. Zawsze przecież można zatrudnić kogoś nowego…

Szeroko pojęte bezpieczeństwo to coś na czym nie powinno się oszczędzać i nie mówię tu oczywiście wyłącznie o swoim stanowisku, ale o całym systemie. Praca na stanowisku operatora powinna być zaszczytem. Dobrze płatnym, za ciężką pracę, którą niewątpliwie każdy z nas wykonuje. Ludzie powinni ustawiać się w kolejce, żeby móc tu pracować. Tymczasem na chwilę obecną na kilkanaście wolnych miejsc przychodzi jedna chętna, której widocznie jeszcze nie powiedziano ile się tu zarabia. Ilość obowiązków, wiedza i to co się od nas wymaga jest absolutnie nieadekwatne do wynagrodzenia. W ciągu tych 4 lat poznałem naprawdę mnóstwo fantastycznych i przede wszystkich mądrych ludzi, którzy zdecydowanie zasługują na więcej.

Nie oczekuję 4 tysięcy netto, nie oczekuje głaskania po głowie i dobrych słów. Im ciszej o nas, tym lepiej. Nie chce też kolejnych obietnic, którymi już rzygam. Nie chce słuchać jak to nasza praca jest potrzebna, niezbędna i ważna. Chce móc normalnie funkcjonować na co dzień i nie martwić się czy dotrwam „do pierwszego”. Chce czuć, ze faktycznie robię coś ważnego, ale już nie poprzez słowa, bo tych jest już za dużo.

I tutaj zwracam się też do wszystkich operatorów, ratowników czy policjantów, którzy być może jakimś cudem to przeczytają. Przez tyle lat zetknąłem się niemal z wszystkim z czym wy stykacie się u siebie. Wiem, do jakich interwencji jeżdżą patrole policji i do jakich przypadków są wysyłani ratownicy oraz strażacy. Nigdy nie dajcie sobie wmówić, że Wasza praca jest nieważna, a Wy niepotrzebni.

Dziękuję

Że dzięki Wam to wszystko jeszcze trzyma się kupy.

Że ratujecie cenne, ludzkie życie.

 

9 myśli na temat “Ile jest warte Twoje życie?

  1. „Chce móc normalnie funkcjonować na co dzień i nie martwić się czy dotrwam „do pierwszego”.
    i tego samego chce większość ludzików na jakichkolwiek stanowiskach. I niestety, póki chuje rządzą (i rząd i prywaciarze) póty szczur musi być szczurem. Niezależnie od stanowiska.

    Polubienie

  2. Chuja prawda! Na połączenie na 112 można czekać sporo dłużej. A później, nawet jak już się uda połączyć, trzeba tłumaczyć wszystko jakiemuś kolesiowi z drugiego końca Polski, żeby załapał, gdzie ma miejsce zdarzenie. Jak się ma wielkie szczęście, to wystarczy. Jak nie, to koleś z Częstochowy przełączy nas do miejscowego i trzeba wszystko tłumaczyć jeszcze raz. A koleś z nożem pod żebrem leży i czeka.
    Niezła próba reklamy systemu powiadamiania na 112, ale ja się nie dałem nabrać.

    Polubienie

    1. Różne bzdury na temat tego numeru czytałem, ale Ty przebiłeś wszystkich idiotów którzy myślą że wiedzą więcej niż sami pracownicy i osoby tym zarządzające. Gratuluję 😀

      Polubienie

    2. Na kilkanaście wolnych miejsc przychodzi jedna osoba – nie dziw się że czasem trzeba poczekać. A jeżeli nie chcesz czekać.. widzisz wypadek to dzwoń po straż, jesteś świadkiem przestępstwa – dzwoń na policję, ktoś zasłabł – dzwoń na pogotowie. Przynajmniej zaoszczędzisz czas na jednym etapie powiadamiania.

      Polubienie

    3. Jedna osoba na kilkanaście miejsc wolnych + nie można walnąć słuchawką trepowi pytającemu się o drogę na Suwałki i uważającemu że od tego jest 112. Człowieku z pustego i Salomon nie naleje. Jak pracuje tylko 3/4 obsady, bo wszyscy unikają stanowiska, wszyscy rozmawiają, obsługują, to kto ci te telefon odbierze? Sprzątaczka Krysia? Woźny Miecio? A i tak dodzwonienie się tam zwykle jest szybkie i bezproblemowe za co szacun. Pracowałam kiedyś na stanowisku o podobnym charakterze, o podobnych problemach, chociaż dużo mniejszej odpowiedzialności i naprawdę nie jest łatwo.

      Polubienie

    4. Marek- Twoja wiedza jest zerowa, nie wiem skąd ja czerpiesz ale się tylko osmieszyles. Napisz z jakiego miasta jesteś to zorganizujemy Ci wycieczkę do CPR żebyś mógł skonfrontować brak wiedzy z rzeczywistością 🙂

      Polubienie

  3. Ten pan przechodzi kryzys zawodowy. Moze warto było by wysłać to do szefostwa i jakos docenili by pracowników i było by lepiej?;)

    Polubienie

Dodaj komentarz